Młoda mama, spełniająca się artystycznie i zawodowo wokalistka? To Magdalena Białorucka-Ogorzelec. Swój pierwszy singiel wydała 1 lipca 2019 roku i zebrała prawie osiem tysięcy odsłon. Obecnie pracuje nad wydaniem płyty oraz przekazuje swoje pasje jako instruktor w Miejskim Ośrodku Kultury w Dębicy.
Jak wspomina Pani swój początek drogi muzycznej?
Wszystko zaczęło się od konkursu “Złota Nutka” organizowanego w Ropczycach. Mój nauczyciel od muzyki szukał osób, które mogłyby wziąć w nim udział jako reprezentacja szkoły. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że śpiewam. W sumie sama do końca nie byłam tego pewna. Śpiew towarzyszył mi od małego, ale nigdy tak profesjonalnie, tylko zawsze dla siebie, rodziców. Jednak zaśpiewałam fragment i pan stwierdził, że całkiem dobrze mi idzie. Nauczyłam się piosenek i pojechałam. Jedną z nich była na pewno “Mała smutna królewna” Natalii Kukulskiej, ale niestety nie pamiętam tej drugiej. Wygrałam konkurs i tak to się zaczęło. Później pojawiły się kolejne konkursy, festiwale. Powoli zdobywałam nagrody i doświadczenie.
Jak trafiła Pani do MOK-u?
Trafiłam do MOK-u trochę przez czysty przypadek. Zadzwonił do mnie pan Piotr, z którym znaliśmy się ze studiów i powiedział, że szukają osób do prowadzenia zajęć wokalnych. Postanowiłam spróbować i złożyć CV. Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną i zostałam przyjęta. To była chyba jedna z lepszych decyzji, które podjęłam, więc bardzo się cieszę, że jestem w tym miejscu w swoim życiu.
W takim razie, jakie pozytywne aspekty przynosi Pani ta praca?
Powiem szczerze, że wcześniej uczyłam w kilku prywatnych szkołach, między innymi w Nowej Dębie czy Rzeszowie. Tak naprawdę praca w szkołach muzycznych wygląda bardzo podobnie do siebie, ponieważ uczy się pojedyncze osoby, jednostki i skupia się na tym samym. Trzeba przygotować dziecko do konkursów albo po prostu ćwiczyć emisję, dykcję, wszystkie rzeczy potrzebne do śpiewania, w zależności od tego kto co potrzebuje. Natomiast praca w domu kultury jest zupełnie inna. Wiadomo, że mam też grupę dzieciaków, z którymi praca wygląda na podobnej zasadzie, tylko że grupowo. Niemniej jednak działalność, na przykład z “Safo” jest czymś zupełnie innym, a dla mnie ogromnie rozwijającym aspektem. Między innymi dlatego, że jest wiele takich projektów, które trzeba zrobić od podstaw. Czyli nie mając żadnej muzyki, posiadając ewentualnie jakiś bardzo stary tekst. Tutaj jest już kwestia myślenia i pracy twórczej, aby wymyślić melodię, sprawić, żeby piosenki “kleiły się” do wybranych przez panią Dominikę tekstów. Trzeba się nauczyć zupełnie innego spojrzenia, by móc stworzyć ładny obrazek, coś co będzie może nie tylko dobrze wyglądać, ale też świetnie brzmieć i tak dalej. Sama praca nad głosami to spore wyzwanie, żeby to wszystko tak harmonizować, by miło się tego słuchało, nie było za dużo, za mało. Wiadomo oczywiście, że jak robi wrażenie to większości się podoba. My sami chcemy coraz więcej. Dlatego kiedy stawiamy krok do przodu, to w kolejnym spektaklu chcemy jeszcze lepiej wypaść i to się tak napędza. Również dzięki temu ja osobiście się rozwijam. Oprócz tego, że dzieciaki, młodzież stawiają te małe kroczki, to ja idę razem z nimi. W szkole muzycznej to było raczej skupione na danej osobie. Czyli tylko ona miała iść do przodu. Ja ćwiczyłam emisję z nim, bo musiałam pokazywać, ale to jest zupełnie inny rodzaj rozwoju niż praca na takiej zasadzie jak z “Safo”. Dlatego bardzo się cieszę, że mogę pracować w domu kultury.
Jak zaczęła Pani swoją przygodę z Orkiestrą Wojskową w Siedlcach? Jakie uczucia towarzyszą przy występowaniu z tak dużą grupą muzyków?
Śpiewały w niej moje koleżanki Ewa i Gosia. Potrzebowali jeszcze jednej wokalistki, tym sposobem dostałam propozycję, żeby przyjechać, zaśpiewać fragment piosenki z orkiestrą i tak już zostałam. Wystąpiłam z nimi na kilku, a może nawet kilkunastu koncertach. To ogromna przygoda i mam nadzieję, że jak nas “otworzą” to uda mi się tam wrócić. Jednak te wspomnienia zostaną ze mną na długo. Między innymi dlatego, że praca i śpiewanie z tak dużą orkiestrą, chyba 30-osobową, na żywo, z genialnym repertuarem, tak samo fantastycznym kapelmistrzem to ogromne przeżycie. To była niesamowita współpraca. Dodatkowo, my jako wokaliści też bardzo się lubiliśmy, przez co mogliśmy się dzielić tą cudowną energią ze sceny. Oprócz tego, że wszystko pięknie brzmiało i świetnie się tego słuchało, to takie bijące ciepło wszystko dopełniało. Dlatego bardzo się cieszę, że mogłam być z nimi i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tam wrócę.
Jakie, z wielu różnych koncertów, wspomina Pani najlepiej?
W moim przypadku to jest trochę tak, że stojąc na scenie, jak to mówią niektórzy, czuję się jak ryba w wodzie. Bardzo lubię tam być i sprawia mi to ogromną przyjemność, dlatego pamiętam chyba większość z nich. Jednym z najpiękniejszych przeżyć było stanie na jednej scenie z Natalią Kukulską na deskach Instytutu Muzyki w Rzeszowie. Odbył się tam jej koncert i wcześniej warsztaty, w których miałam możliwość wzięcia udziału. Później jako jedna z wokalistek wystąpiłam razem z Natalią na jednej scenie w towarzystwie niesamowitych muzyków. Kolejnym koncertem, który zapadł mi w pamięć to ten z Orkiestrą Wojskową w Siedlcach. Mając za sobą tylu dobrych artystów, całą orkiestrę, kapelmistrza i śpiewając w tak znakomitym gronie, czuje się niesamowitą energię i genialną moc muzyczną – to niesamowicie uskrzydla. Dobrze pamiętam jeszcze Carphatia Festival, w którym wzięłam udział, jeszcze wtedy z kwartetem, już dziś nieistniejącym, ale dziewczyny serdecznie pozdrawiam. To chyba taki jeden z pierwszych, bardzo poważnych konkursów czy festiwali, bo wcześniejsze to były tylko takie malutkie konkursiki, w których brałam udział jako młoda Madzia. Zapadnie mi też w pamięć przez to, ilu muzyków, genialnych wokalistów, wokalistek, z różnych stron świata poznałam. Nie mniej jednak uważam, że każdy dobry artysta stara się za każdym razem na scenie pokazać siebie i być na niej w stu procentach, dlatego też zapamiętujemy nasze wystąpienia. Wymieniłam tylko trzy główne, nie liczą różnych koncertów charytatywnych, projektów muzycznych, które w ogóle są poza “kategorią”. Zazwyczaj są organizowane przez przyjaciół, z którymi świetnie się gra i pracuje. Oczywiście pomimo tego, że są ogromnym wyzwaniem to sprawiają mnóstwo radości. Każdy z tych koncertów, konkursów jest inny, wyjątkowy na swój sposób. Potrafią uskrzydlać i dodawać motywacji, a przede wszystkim dzięki nim, robimy krok do przodu, bo to dla nas kolejne doświadczenie.
Za co Pani najbardziej ceni muzykę?
Za co cenię muzykę? Ja w ogóle nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było. Zawsze, od malusieńkiego ona mi towarzyszyła i dziwny byłby świat bez niej. Wszystko, nawet sposób, w który mówimy jest melodią. Kocham w niej też to, że mamy taką wolność. Każdy może się wyrażać przez nią, możemy sami tworzyć, pisać, mówić o wszystkim, dlatego że jest po to aby wyrażać nasze emocje. Wchodzimy w jej świat jeśli nas coś boli lub gdy jesteśmy weseli. Bardzo często, zauważyłam to też w swojej pracy, jest to trochę takie “lecznicze”. Właśnie za to ją kocham, że jest niezależnie od dobrych i złych chwil.
Miałam tę przyjemność obserwować Pani pracę, dlatego zastanawiam się, skąd czerpie Pani taką pozytywną energię i motywację?
Myślę, że jeżeli ktoś lubi swoją pracę i lubi w ogóle to co robi, kocha śpiewanie i muzykę to nie ma z tym większych problemów. Uważam, że smutek u niektórych pojawia się dlatego, że są zmęczeni, jakieś wypalenia zawodowe, albo brak pomysłów. Trudno mi powiedzieć, bo ja na ten moment nie miałam czegoś takiego, mimo że muzyki w moim życiu jest ogromnie dużo. Kończę studia, piszę swoje piosenki i tworzę płytę, pracuję w domu kultury. Muzyka jest moją ogromną pasją i mogę kroczyć jej ścieżkami jako wokalistka jak i spełniając się zawodowo, co jest dla mnie ogromnym szczęściem – realizować swoje pasje w zawodzie m.in. pracując z dziećmi czy młodzieżą. Jednak na pewno dużo trudniej byłoby mi to wszystko połączyć, gdyby nie pomoc najbliższych, rodziny, którzy chcą abym się dalej rozwijała.
Co chciała Pani najbardziej przekazać odbiorcom w pierwszym singlu “Taki a Taki”?
Piosenka “Taki a Taki” opowiada o osobie, która ma wrażenie, że znalazła się w punkcie bez wyjścia i nie wie jaką drogę obrać. Jednak spotyka na swojej drodze “małego aniołka”, “dobrą duszę”, ukazującą pozytywne strony każdej sytuacji. To jest taka bratnia dusza, która wyciąga z takiego stanu bardzo szybko i pokazuje piękny świat. Uczy, że nie trzeba aż tak przejmować się niepowodzeniami, a bardziej cieszyć się każdym, najmniejszym zwycięstwem. Nawet z największego “dołka” jest wyjście i przeważnie wystarczy spotkać odpowiednią osobę, która pomoże nam z niego wydostać się. Generalnie w swoich tekstach staram się mówić sporo na temat kontaktów międzyludzkich. Myślę, że to ważny temat, zwłaszcza teraz za czasów pandemii, kiedy dużo się zmieniło. O tym jest też kolejna piosenka – o kontakcie człowieka z człowiekiem, który kiedyś był naturalny, a dziś się go boimy
Zostanie mamą na pewno bardzo Panią “uskrzydliło”, czy będzie więcej takich projektów jak “Najjaśniejszy”?
Myślę, że właśnie dzięki mojemu synkowi powstaje w tym momencie pierwsza solowa płyta. To on dodał mi ogromnej motywacji do działania i natchnął do spełniania marzeń, które od wielu lat siedzą w mojej głowie. Dzięki niemu, malutkimi kroczkami dążę do ich urzeczywistnienia. Czy powstanie więcej takich utworów jak “Najjaśniejszy”? One już są stworzone. Jest ich mnóstwo i na pewno znajdą się na płycie. Oczywiście nie takich samych, ponieważ “Najjaśniejszy” jest jedyny w swoim rodzaju, ale będzie to na przykład utwór o tytule “Kołysanka”. Powstały z kilku powodów. Chciałam, aby mój synek miał kiedyś pamiątkę, ale również dlatego, że ja będąc w ciąży i później kiedy mogłam go już zobaczyć, doświadczyłam niesamowitych uczuć, które musiałam przelać na papier. Dlatego zrobiłam to dla niego i dla samej siebie, aby przekazać emocje, ponieważ to właśnie w muzyce czuję się najlepiej.
Czym chciałaby się Pani wyróżniać jako artystka i jaki kierunek obrać w swojej dalszej karierze?
Jest to bardzo trudne, bo każdy z artystów chciałby się czymś wyróżniać, niemniej dla mnie najważniejszy jest przekaz, tekst, to o czym chcę powiedzieć. Chciałabym, żeby moje teksty były może proste i łatwe w odbiorze. Po to, by każdy znalazł w nich cząstkę siebie. Ponieważ te tematy, które poruszam są “ludzkie”, uniwersalne. Kolejną kwestią jest charakter. Dążę do tego aby moje utwory były takie “korzenne”, a muzyka folkowo – etniczna, definiująca mnie. Niekoniecznie taka popowa, radiowa. Próbuję doszukać się brzmień, które są trochę niszowe. Nie pojawiają się tylko czyste instrumenty, ale także smyki czy jakieś “przeszkadzajkowe” rzeczy, które są w muzyce typowo słowiańskiej. Chciałabym, żeby każdy kto będzie tego słuchał, poczuł tę muzykę, wypływającą głęboko z mojego serca i zrozumiał wszystko to co chcę przekazać.
Kiedy możemy spodziewać się pierwszej płyty?
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to myślę, że w czerwcu tego roku płyta ujrzy światło dzienne.
Za 10 lat…?
Chciałabym żeby moja płyta była słuchana w jak najszerszym gronie i żebym mogła dalej pracować z tak wspaniałą młodzieżą.
Fot. Dawid Rychel