– Nie sądzę nawet, że jeśli Sousa przyszedłby do jakiegokolwiek klubu z Dębicy, robiłby awans z roku na rok. Na wszystko potrzeba trochę czasu – mówi nam przed meczem z Hiszpanią Leszek Pisz, legenda Legii Warszawa.
Po tym, co zobaczył Pan w meczu ze Słowacją, jak Pan patrzy na jutrzejsze spotkanie z Hiszpanią?
Powiem tak: nie jest ciekawie. Aczkolwiek Hiszpanie też nie rozpoczęli tych mistrzostw dobrze. Jeśli nasi zawodnicy będą koncentrować się jutro tylko na obronie, to nie wróżę nic dobrego. Jednak jeśli zagrają odważnie do przodu, wszystko jest możliwe. Mogą odnieść wynik korzystny. Hiszpanie muszą u siebie koniecznie wygrać, więc będą naciskać, a to może doprowadzić do sytuacji, że Polska będzie miała więcej miejsca i skontruje.
Tak realnie patrząc, faktycznie może się tak stać?
Mecz ze Słowacją oglądało się ciężko, wiec wiara jest mała, ale szans upatruję w tym, że możemy mieć trochę szczęścia. Jeśli zagramy odważnie, bez paniki i skutecznie z tylu, to będzie ciekawy mecz i da nam kilka sytuacji. Jeśli nasi je wykorzystają, być może dojdzie do jakiejś niespodzianki. Oby tak było.
Co według Pana zawiodło w meczu ze Słowacją?
Na pewno bardzo słabo zagraliśmy w obronie. Słaby występ zanotował także Szczęsny. To później złożyło się w całość. Jeśli obrona jest niestabilna, występuje w niej panika, to wychodzi tak, a nie inaczej. Nie wyobrażałem sobie jednak, że nastąpi to w meczu z takim zespołem, jak Słowacja. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby to wydarzyło się w momencie, gdy nasz pierwszy mecz rozgrywalibyśmy przeciwko Hiszpanii. Wtedy mogłaby się pojawić jakaś trema, ale z drugiej strony – co tu mówić o tremie, kiedy każdy jeden z naszych zawodników gra w zagranicznym klubie. Trudno tu szukać usprawiedliwienia tego, co wydarzyło się ze Słowacją.
Po takiej porażce można podnieść się psychicznie w kilka dni?
Na pewno nie jest to łatwe, ale z tyłu głowy trzeba mieć, że gorzej już być nie może. Mam więc nadzieję, że to się uda i będzie lepiej.
Oczekiwania wobec reprezentacji Polski są uzasadnione?
Podczas każdego jednego turnieju – czy to mistrzostw świata, czy Europy – pompowany jest balonik. Teraz mówili, że nie będą go pompować, a znów stało się to samo. Nie wiem czy to miało wpływ na zawodników, czy nie radzą sobie z presją. Na pewno jednak nie pomógł im trener, bo przed tak ważnym turniejem nie grał stabilnym składem. Coś jest nie tak. Wiem z własnego doświadczenia z Legią, że dojście do pucharów i osiągnięcie jakichś wyników wymagało 2-3 lat gry tym zespołem. Wymieniało się tak naprawdę dwóch zawodników. A z tego co słyszę, dzień przed meczem ze Słowacją nie wszyscy piłkarze widzieli jaki będzie skład.
Pojawiły się też głosy, że Polska zlekceważyła Słowaków i patrzyła od razu na kolejny mecz.
Czytałem, że trenerzy doliczyli sobie trzy punkty przed meczem, także z tego co widać, nie było tutaj pełnej „sprężarki”. Troszeczkę zlekceważyli Słowaków.
Wspomniał Pan o trenerze – zmiana selekcjonera na tak krótki czas przed dużym turniejem to dobry pomysł?
Mimo wszystko to zbyt krótki czas. Spójrzmy na inne zespoły z EURO – tam szkoleniowcy pracują po 2-3 lata, niektórzy 6 lat. Skakanie z kwiatka na kwiatek nie jest dobre. Nie sądzę nawet, że jeśli Sousa przyszedłby do jakiegokolwiek klubu z Dębicy, robiłby awans z roku na rok. Na wszystko potrzeba trochę czasu. Trzeba poznać mentalność Polaków, zawodników. Tutaj wszystko szybko się potoczyło. A wiadomo, że Sousa nie jest cudotwórcą i po każdym innym trenerze na jego miejscu nie widać byłoby od razu, czy to super fachowiec. Za krótki czas.
Kończąc naszą rozmowę – dlaczego ostatnio jest o Panu tak cicho?
Szczerze powiedziawszy unikam wywiadów. To jest unikatowa rozmowa z mediami. Chcę spokojnie podchodzić do życia. Nie interesuje mnie już krytykowanie. Zazwyczaj dziennikarze do mnie dzwonili, gdy Legia przegrywała. Wolę spokojne życie, oglądanie meczów. Wyciszyć się na stare lata, nawet by tak pasowało.
Czyli oglądanie meczów w Dębicy już bez emocji i nerwówki?
Akurat jeżdżę na takie mecze, że ta nerwówka jest. Oglądam spotkania A i B klasy, więc tam zawsze się coś dzieje. Jest miło, sympatycznie, ale są też zgrzyty. Krótko mówiąc: jest co oglądać.
Fot. YouTube / Legia Warszawa